sobota, 7 kwietnia 2012

Drabiny

  Jak zapewne zauważyliście, sztuka ogrodowa zyskała ostatnimi czasy nowe oblicze. Turpizm, czyli afirmacja brzydoty zawitała do ogrodnictwa i zyskuje coraz to nowych zwolenników. Jest to nurt z własną filozofią pojmowania i wartościowania świata, przetwarzający, nieraz negujący "klasyczną" sztukę ogrodową, a także posiadający unikalne dla siebie formy i środki wyrazu. Przedstawiłem już ogólną charakterystykę turpizmu, a także groby i słupy, bez których turpizm ogrodniczy byłby nie do pomyślenia. Nadeszła pora, by zająć się jego kolejnym przejawem, mianowicie "drabinami".

Drabina, stanowi formę korony, będącą rozwinięciem słupa. W odróżnieniu do niego, pozostawia się boczne gałęzie, przycięte mniej więcej do obrysu prostokąta. Korona tak "uformowana" przypomina drabinę, sięgającą do nieba. Jest to wyraźny symbol procesu twórczego, który tak jak drabina pozwala wspiąć się artyście wyżej i wyżej, być ponad wszystkim, zbliżyć się do absolutu... Jej makabryczna forma zastanawia i szokuje. Drabina ma też ważne znaczenie w symbolice masonerii, ale nie będę tutaj wspominał o związkach turpistów z masonami. 
Typowa forma drabiny. Materiał : modrzew europejski, Larix decidua. Widać wyraźny zarys prostokąta. Chociaż niektórych szczebli brak, oczami wyobraźni widać artystę ogrodnika, który mozolnie wspina się ku wysokiej sztuce, tyleż brzydkiej co niebanalnej.....  


Nierzadko drabiny występują w szpalerach. Tutaj modrzewie zdobiące ciąg ulicy Bieżanowskiej. Forma jest utrzymywana od lat, jej obrzydliwie piękną strukturę najlepiej widać zimą. 
Kompozycyjnie, drabiny pełnią tę samą funkcję co słupy. Są silnym, architektonicznym akcentem w ogrodzie czy zieleni osiedlowej. Częściej niż słupy, tworzą też układy alejowe i szpalery.
Materiałem do formowania drabin, są wszystkie gatunki o prostym pniu, z konarami wyrastającymi poziomo (w odróżnieniu od słupów, gdzie ta cecha nie ma znaczenia- ucina się je do samego pnia). Tak więc, najbardziej odpowiednie są drzewa iglaste, z których największą popularnością cieszą się modrzewie. Problemy w utrzymywaniu drabin, skupiają się wokół usuwania odrastających gałązek. Jeśli nie robi się tego regularnie, drzewo okryje się szczeciną pędów, rozpaczliwie próbując odbudować utraconą koronę. Niewątpliwie zniszczy to pieczołowicie wypracowaną formę drabiny, a tym samym cały "efekt artystyczny" pójdzie na marne. Jest to też duży mankament, w porównaniu do słupów. Tam, drzewo umiera bardzo szybko, więc nakłady pracy na utrzymanie kunsztownej acz obrzydliwej formy, są mniejsze.

Schemat formowania drabiny; A - dorosłe, zdrowe drzewo, B - wyznaczenie obrysu przyszłych szczebli, C - drabina, szczeble nie muszą być tej samej długości, by nadać formie więcej niepokoju i intrygi kompozycyjnej.

Co ciekawe, turpistyczni rzeźnicy drzew, czasem wybierają na drabiny drzewa charakteryzujące się dużą siłą odroślową i znoszące cięcie ( co zapewne robią nieświadomie). W takich sytuacjach, drzewo nie tylko przeżywa odcięcie ponad połowy objętości korony, ale prowadzi (mizerną wprawdzie ale jednak) egzystencję przez szereg lat, uparcie zamazując nadaną mu artystyczną formę. Idealna drabina, polega zatem na takim przycięciu drzewa, aby raz nadana forma, nigdy nie została przez drzewo zatracona. Wynika stąd uniwersalna zasada "martwe drewno - stabilna forma", która jest wiodąca, jeśli chodzi o turpizm ogrodniczy w praktyce.
Temu drzewu nadano formę drabiny kilka lat temu i pozostawiono bez "pielęgnacji". Powoli korona odrasta i się odbudowuje, niemniej pierwotne cięcia są widoczne w stanie bezlistnym. Jeśli okaz ma pozostać drabiną, turpiści powinni niezwłocznie dokonać "cięcia korekcyjnego".


Słupami i drabinami, wyczerpaliśmy, póki co formy turpistyczne o koronach opartych na pojedynczym pniu - strzale. Chociaż jestem sobie w stanie wyobrazić jeszcze inne wynaturzenia z tej kategorii, nie zaobserwowałem ich i dlatego na tym poprzestanę, by nie kusić losu ( i żądnych inspiracji turpistów). 
Zajmę się natomiast następną kategorią, koronami opartymi na wielu pniach i konarach.... Zapraszam.

~chmurnik


niedziela, 25 marca 2012

Słupy

  Kolumny, obeliski i wszelkiego typu monumenty często stanowiły dekorację ogrodów i parków. Zazwyczaj budowle te upamiętniały jakieś wydarzenie, bądź osobę. Czasami obelisk stanowił ozdobę samą w sobie, był czysto dekoracyjnym elementem, wprowadzającym silny, architektoniczny pierwiastek do kompozycji.

 Turpizm również posiada takie elementy w swoim repertuarze działań. Noszą one nazwę słupów, lecz w przeciwieństwie do przyjętych norm, nie są one budowlami, lecz specyficznie uformowanymi drzewami.
"Korony" drzew uformowanych w słup, zredukowane są do zera. Nagi pień, strzelający w niebo obciętym wierzchołkiem tworzy kolumnę - monument. Jest niewątpliwie bardzo architektonicznym, nowoczesnym elementem przestrzennym. Zazwyczaj tworzywem na słupy są topole i klony, jednak zdarza się, zwłaszcza w małych ogrodach, iż dobre okaże się każde drzewo, które jest pod ręką*.
(*lub piłą, siekierą czy tępym sekatorem)

Słup w ogrodzie przydomowym. Jest niedokładnie wykonany, nasady konarów tworzą tzw. granule na słupie, przez co bardziej przypomina słonego paluszka niż kolumnę. Niemniej jest to turpistyczny słup, o funkcji dekoracyjnej i użytkowej- działa jak zegar słoneczny. W południe czasu lokalnego, cień słupa pada na mahonię.

Tworzenie słupa, polega na tym, że sadzi się drzewo, najlepiej szybko rosnące i o w miarę prostym pniu ( w przeciwnym razie zamiast słupa uzyskamy dziada drogowego, o którym kiedy indziej), czeka ok. 30 lat, a później ucina się wszystkie konary, gałęzie i wierzchołek. Dla przyspieszenia efektu, można w słupa przekształcić drzewa już istniejące, jednak muszą znajdować się w odpowiednim kompozycyjnie miejscu ("kompozycja" w wydaniu turpizmu jest określeniem mylącym i trochę nieścisłym, gdyż nie ma nic wspólnego z ogólnie znanym sensem słowa "kompozycja").

Schemat "cięcia" korony w słup; A - prawidłowo rozwinięta korona drzewa, B - "cięcie formujące", C - słup.

Drzewa uformowane na słupy, nie żyją niestety zbyt długo, czasem też trzeba je powtórnie wystrzyc, by pozbawić odrostów psujących efekt. Jednak nawet kilkuletnie istnienie takiego dzieła sztuki, jest warte zachodu. Koniec końców, takie "coś" robi wrażenie, a o to przecież chodzi....

~chmurnik

niedziela, 4 marca 2012

Róża i ogrody różane w ujęciu sztuki ogrodowej - Renesans


        Renesans przypada na wiek XV i XVI. W tym czasie wzorowano się na antyku, czerpiąc z niego nowe inspiracje, które przeniknęły na wiele dziedzin życia i kultury, także silnie zainteresowano się przyrodą. Dokonano wielu odkryć geograficznych, co pozwoliło poszerzyć wiedzę o Ziemi, zapoczątkowało postęp techniczny w wielu dziedzinach poznawczych, również w sferze świata przyrody i introdukcji nowych roślin.
Ojczyzną renesansu były Włochy, które przyczyniły się do rozwoju sztuki europejskiej, w tym także kompozycyjnym rozwoju założeń ogrodowych. Styl włoski rozprzestrzenił się na całą Europę, szczególnie w XVI w., sprzyjały temu kontakty gospodarcze i kulturalne z innymi krajami europejskimi, a nawet wymiana artystów włoskich, także architektów i ogrodników. Powstające założenia ogrodowe różniły się jednak swoistą regionalnością uwarunkowaną położeniem geograficznym, zmiennością terenu, danym środowiskiem przyrodniczym, a nawet warunkami społecznymi, możliwościami realizacyjnymi, a także miejscową tradycją.
Najważniejszym aspektem ogrodu renesansowego było kompozycyjne powiązanie założenia z domem mieszkalnym, który stanowił dominantę, z kolei którego dopełnieniem był ogród, silnie podporządkowany architekturze rezydencji (ryc. 1.). Dokładniej mówiąc, ogród był architektonicznym przedłużeniem „wnętrza”. Oba te aspekty były ściśle powiązane w całości założenia. Poszczególne elementy jak dziedziniec zewnętrzny, dziedziniec wewnętrzny, dom, grupy kwater i budowli ogrodowych były komponowane na jednej - głównej osi symetrii. Była ona często poprzecinana licznymi osiami poprzecznymi, dzięki czemu tworzono ciągi wnętrz ogrodowych oraz tarasów. Taka kompozycja wynikała z silnego dążenia, w okresie Renesansu, do geometryzacji przestrzeni. Bardzo widoczne było to w ogrodach o regularnym planie zagospodarowania z podziałem kwaterowym na zasadzie ad quadratum czyli na planie kwadratu (znanym już z Średniowiecza, gdzie zasada ta została zastosowana w wirydarzu, aczkolwiek sposób ten wywodzi się ze Starożytności). Ze względu na rzeźbę terenu powstawały ogrody jedno-, dwu-, lub wielo-tarasowe.

Rycina 1. Przykład renesansowego założenia ogrodowego. Villa d’Este, wg sztychu G. Lauro (1612) [Majdecki 2007, s. 148].
 
Głównym i podstawowym elementem całości była rezydencja i budynki do niej przynależne. One wyznaczały podział ogrodu, kierunek i jego przestrzeń. Kierowano się wówczas zasadą: „rzeczy, które się muruje, winny nadawać kierunek i stać się wytycznymi dla tych, które się sadzi” (Bandinelli 1554).
Roślinność wykorzystywana w okresie renesansu była mało urozmaicona, wykorzystywano gatunki już znane, nowe rośliny były głównie pochodzenia amerykańskiego oraz z obszaru Azji Mniejszej. O tym, że wykorzystywano różne gatunki róż wiadomo z książki G. B. Ferrariego z Sieny pod tytułem: Flora ouero Cultura di Fiori distinto in Quattro libri, wydanej w 1633 roku.
Tak jak w Średniowieczu hortus conclusus pełnił rolę ogrodu zamkniętego, taki i w renesansie taką rolę pełnił gardino secreto (inaczej gardino segreto). Był to początkowo niewielkich rozmiarów ogród, wyodrębniony z całego założenia ogrodowego, najczęściej usytuowany w bezpośrednim sąsiedztwie domu, przy jego bocznej ścianie lub po obydwu stronach rezydencji. Przeznaczony był do kameralnego wypoczynku, nieoficjalnych spotkań, a także do zabawy dzieci. Zazwyczaj otoczony był murem. Czasem urządzany jako ozdobno-użytkowy. Podzielony na małe kwatery, z kwiatami i ziołami, często ozdabiany fontanną i rzeźbami. Był stałym elementem ogrodu renesansowego. Bez wątpienia sadzono w nim także róże, przykładem tego jest giardino secreto w ogrodzie zamkowym w Capraroli.
W niektórych większych założeniach można było także spotkać giardino de semplici, ogród użytkowo-ozdobny, również o układzie kwaterowym. Kwatery były obrzeżone niskim bukszpanowym żywopłotem, w środku wysadzano rośliny, a także ozdobne drzewka. Między kwaterami sytuowano cienniki i altany. Ogród ten sytuowany był z dala od willi, w powiązaniu kompozycyjnym z całością założenia ogrodowego. Był odpowiednikiem średniowiecznego herbularius (ogrodu ziołowego). Można wnioskować, że w nim również były sadzone róże.
W głównej, reprezentacyjnej części renesansowego założenia znajdowały się partery ogrodowe. Były to kwadratowe kwatery obwiedzione niskimi żywopłotami, wnętrze wypełniał ornament również żywopłotowy z kwiatami lub bez nich. Autor Hypnerotomachi Poliphili (1499 r.), Francesco Colonny nie wymienia róży jako jednego z tworzywa takiego parteru. Chociaż na początku XVI w. w Villandry powstał ogród tarasowy, złożony z trzech tarasów. Na jednym z nich stworzono symboliczny ogród miłości, zbudowany z czterech kwater, wypełnionych ornamentem z bukszpanu, a także różami (ryc. 2.). Każda kwatera miała inne znaczenie i inny wzór ornamentu.

Rycina 2. Ogród miłości. Villandry, stan współczesny [Majdecki 2007, s. 195].
 
Na skrzyżowaniach dróg dzielących cały ogród na kwatery znajdowały się altany pokryte pnącymi różami.
Również w ogrodzie Villa Quaracchi pod Florencją, zrealizowanego w 1459 r., aleje dzielące ogród ozdobione były pergolami obsadzonymi winoroślą i różami, zaś w obrębie sadu znajdował się ogród różany.
Innymi elementami przestrzeni ogrodowej były labirynty, prato czyli plac trawiasty, służący do gier i zabaw, liczne układy i elementy wodne ze sztuczkami wodnymi, dodatkowe budowle ogrodowe, rzeźby i groty, promenady leśne lub gaje, a także od końca XVI w. – zwierzyńce.
W przypadku ogrodów klasztornych - raczej nie ulegały one zmianom. Utrzymywała się forma wirydarza jako ogrodu ozdobnego oraz dawny układ sadów i ogrodów. Wyjątek stanowiły pałace opackie. Powstawały przy nich okazałe ogrody typowo renesansowe.
W Renesansie zaczęto coraz bardziej interesować się roślinami. Zbieracze poszukiwali nowych ciekawych roślin, botanicy badali je, opisywali i klasyfikowali, a kolekcjonerzy pragnęli mieć ich jak najwięcej w swoich kolekcjach. Do drugiej połowy XVI w. kolekcje roślin służyły głównie jako pomoc edukacyjna dla przyszłych lekarzy, stopniowo zaczęto je badać bardziej naukowo. Botanicy prowadzili badania roślin w środowisku naturalnym, tworzyli kolekcje zasuszonych okazów, eksperymentowali z ich uprawą. Zaczęto tworzyć ogrody botaniczne przy uniwersytetach, w których prowadzono badania medyczne i botaniczne. Wynalezienie druku w XV w., umożliwiło swobodniejszą wymianę poglądów. Zaczęto wydawać zielniki i książki z ilustracjami roślin. Van de Passe w swojej książce Hortus floridus (1614) wymienia między innymi nowe odmiany róż, kwitnących latem. Zaczęły powstawać także stowarzyszenia florystów – miłośników kwiatów, ogrodników, kolekcjonerów, itp., wywodzących się z różnych warstw społecznych. Interesowali się wieloma roślinami, w tym także różami prowansalskimi, organizowali konkursy na najpiękniejsze rośliny.
W Polsce kształtowanie się ogrodów pod wpływem włoskim, rozpoczęło się dopiero w wieku XVI. Tak jak i w innych krajach Europy, także i w Polsce jednym z humanistycznych przejawów poglądu na świat i przyrodę było silnie rozwijające się poczucie piękna krajobrazu. Uwidaczniało się to chociażby w tekstach poetów. Mikołaj Rej w „Żywocie człowieka poczciwego”, opisuje: „(…) bo gdy przypadnie wiosna, azaż nie rozkosz z żonką, z czeladką po sadkach, po ogródkach sobie chodzić, szczepków naszczepić, drobne drzewka rozsadzić, niepotrzebne gałązki obcinać (…). To też sobie i wineczka i różyczek przysadzić, bo się łacno wszystko a za bardzo małą pracą przyjmie (…).” Jednak dopiero od połowy XVI rozwinęła się powszechna tendencja do uwzględniania rozległych widoków, zapożyczania ich do kompozycji i łączenia ze zwierzyńcami, lasami, gajami, o naturalnej rzeźbie terenu, układzie wody i roślinności. Rej opisuje także kwatery ogrodowe:
Ze wszech stron jako płotem różą ogrodzony
Kierz biały, kierz czerwony nadobnie się mieniają
Drugim rzędem fijołki za tym się zielenią.
Żółte jedny, brunatne kwiatki drugie mając
Foremnie rozsadzone piękną wonią dając.
Około róż jałowiec z ziarnkami wonnemi (…).”.
Kwatery mogły być ramowane bukszpanem, krzewami, a nawet drzewami, zaś najchętniej sadzoną rośliną kwitnącą była róża. Stefan Batory w 1585 r., w ogrodzie łobzowskim zalecił utworzenie trzech kwater, na których wśród innych roślin miała znaleźć się róża (ryc. 3.).

Rycina 3. Przykład polskiego renesansowego ogrodu. Łobzów w Krakowie XVI w., rekonstrukcja [Majdecki 2007, s. 222].

 
~czarny motyl


przykłady ogrodów renesansowych:


Literatura:
Ciołek G. 1978. Ogrody polskie. Arkady, Warszawa
Majdecki L. 2007. Historia Ogrodów. Od Starożytności po Barok, t. I. Zmiany i uzupełnienia Majdecka-Strzeżek A.. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
Hobhouse P. 2005. Historia ogrodów. Wydawnictwo Arkady, Warszawa

Róża i ogrody różane w ujęciu sztuki ogrodowej - Średniowiecze


Róża jest jedną z najstarszych, znanych nam do tej pory roślin. Prawdopodobnie pierwsze krzewy róż jako rośliny ozdobne sadzili Chińczycy już 2700 lat p.n.e.. Źródła z tego okresu mówią o nasadzeniach w ogrodach cesarskich w Pekinie. Po raz pierwszy królową kwiatów nazwała różę poetka Safona w VII w. p.n.e. W następnych wiekach uprawa róży rozprzestrzeniła się na Grecję i Rzym. Po upadku cesarstwa rzymskiego, róża dotarła do Europy Zachodniej i Północnej wraz z Rzymianami, choć uważa się także, że do Północnej Europy przywieźli ją Krzyżowcy, ze swoich wypraw do Ziemi Świętej (1239-40). Była to Rosa x damascena Mill. i Rosa gallica L. Do Anglii została przywieziona przez księcia Lancaster, syna Henryka III, około 1279 roku.
W średniowiecznej Europie róża uzyskała szerokie spektrum symboliki religijnej. Na przełomie XVI i XVII w. bardzo silnie rozwinęła się hodowla róż, choć zaczęła tracić, w tym okresie, swoją popularność we Włoszech i Francji. Dopiero w XIX wieku róża znowu stała się bardzo popularna, za sprawą cesarzowej Józefiny, żony Napoleona, która zaczęła gromadzić wszelkie dostępne odmiany w swoich ogrodzie w Malmaison koło Paryża. W tym czasie rozpoczęła się hodowla róż na wielką skalę. Dzisiaj istnieje około 25000 odmian o różnych kształtach kwiatów, barwie, liściach, kolcach, łodygach i pokroju.
Miejsce róży zmieniało się w ogrodach różnych epok wraz z trendami panującymi w poszczególnych stylach ogrodowych.


Okres średniowieczny datuje się od V do XV w. n.e., jednak jego rozkwit miał początek dopiero w XI w.
Religia chrześcijańska, szczególnie jej symbolika, miała duży wpływ na rozwój sztuki średniowiecznej, także w kwestii ogrodów (XI – XV w.). Od XI do XIII w. nastąpił duży wzrost liczby klasztorów i rozwój zakonów. W wielu klasztorach reguła zakonna nakazywała uprawę roli, a także ogrodów. Miało to znaczny wpływ na kształtowanie się ogrodów i uprawę różnych roślin ozdobnych i użytkowych. Zakonnicy udoskonalali metody uprawy i aklimatyzacji roślin. Uprawiane przez nich rośliny zaczęły rozpowszechniać się na okolicznych terenach. W skład klasztornych ogrodów wchodziły: wirydarz, ogrody uprawowe, herbularius, ogród opacki, szpitalny i cmentarz.
Typem ozdobnego ogrodu klasztornego był wirydarz (ryc. 1.). Był to zazwyczaj niewielkich rozmiarów ogród, umiejscowiony w środku klasztoru, otoczony krużgankami. Zakonnicy utożsami go z rajem. Opierał się na planie kwadratu lub prostokąta zbliżonego do kwadratu, na którego obwodzie znajdowały się ścieżki, od nich biegły przez środek kolejne, krzyżując się prostopadle lub po przekątnych. Bardzo często centralnym akcentem było drzewo, fontanna lub rzeźba. Fontanna była symbolem rzeki, wypływającej z Edenu. Ogród ten był miejscem spacerów, wypoczynku i kontemplacji duchowej. Sadzono tu rośliny ozdobne, o wysokich walorach estetycznych i pięknym zapachu. 

Rycina 1. Przykładowy plan wirydarza klasztornego. Oliwa. [Majdecki 2007, s. 65].
 
Trzycieski w swej książce (1549) wymienia wraz z innymi roślinami różę do sadzenia wewnątrz wirydarza, z założeniem, że pomiędzy roślinami należy zostawić miejsce do chodzenia „(…) y kwitnące Fijołki, Gwóździki, Lilija, Róża, Kosaciec (…) mieysce wolne ku chodzeniu między nimi” . Także Krescentyn (Pietro de Crescenzi) w swym traktacie o różach podaje: „róża wirydarzom służy” (ryc. 2.).

Rycina 2. Wirydarz w opracowaniu Bogdanowskiego, 1987 r. [Bogdanowski 2000, s. 37].

W ogrodach uprawnych sadzono drzewa owocowe, warzywa, rośliny przyprawowe, zioła i kwiaty. Herbularius to niewielki ogródek z roślinami leczniczymi. Żyjąca w XII w. opatka Hildegarda z Bingen opisała różnorodne zastosowania roślin leczniczych w medycynie i podzieliła je na dzikie, użyteczne i ozdobne. W ostatniej grupie wymieniła między innymi różę (ryc. 3.).

Rycina 3. Herbularius w klasztorze St. Gallen (IX w.). [Ciołek 1978, s. 21].
 
Ogród opacki, był to ogród opata, czyli przełożonego klasztoru, był on przeznaczony tylko dla użytku opata i jego gości, był bardzo reprezentacyjny i ozdobny, a w kompozycji zbliżony do układu wirydarza. W ogrodzie opata, podobnie jak w wirydarzu, wśród innych roślin ozdobnych zapewne znajdowały się także krzewy róży.
Podobnie także w ogrodach szpitalnych mogły być sadzone róże. Ogród taki, również podobny do typowego wirydarza, przeznaczony był dla chorych, do spacerów i wypoczynku na ławach darniowych, w otoczeniu roślin ozdobnych. Z kolei cmentarz był swoistego rodzaju ogrodem – sadem-cmentarzem, sadzono w nim drzewa owocowe. Miało to wymiar symbolicznego połączenia prawdy o umieraniu z prawdą o odrodzeniu i zmartwychwstaniu.
Oprócz ogrodów klasztornych, w Średniowieczu powstawały także ogrody zamkowe. Często ze względu na usytuowanie w miejscach niedostępnych i silne obwarowanie, w założeniach tych było bardzo mało miejsca, dlatego ogrody zamkowe często było niewielkie, sytuowane w różnych miejscach, w zależności od topografii terenu, co sprawiało, ze nie były powiązane kompozycyjnie ani ze sobą ani z zabudowaniami zamkowymi. Zdarzało się, że układ terenu nie pozwalał na założenie ogrodów w obrębie murów, jeśli zamek znajdował się na wzgórzu, wtedy zakładano ogrody, na terenach przyległych lub dalszych.
W skład ogrodów zamkowych wchodziły: ogrody o charakterze ozdobnym – hortus conclusus i ogrody zabaw, ogrody ozdobno-użytkowe – zielnik, a także użytkowe – sady, chmielniki, warzywniki, winnice. Wielkość założenia zamkowego, a także majętność właściciela, miały wpływ na liczbę ogrodów, ich rodzaje oraz wielkość. W skromniejszych założeniach w obrębie murów zakładano tylko hortus conclusus, natomiast za murami niewielkie ogrody użytkowe. Z kolei przy dużych i bogatych zamkach, różnorodność ogrodów była znaczna, podobnie jak ich wielkość.
Hortus conclusus to ogród zamknięty, często otoczony murami. Były to ogrody zakładane przez osoby świeckie, jednak bardzo często powiązane symbolicznie z religią chrześcijańską. Wiązane były z wyobrażeniem rajskiego ogrodu, dlatego starannie wprowadzano do niego ozdobne rośliny, również związane z symboliką chrześcijańską. Szczególnie z tym ogrodem wiązano kult Najświętszej Marii Panny. Często sadzono rośliny związane z Maryją, takie jak lilie, irysy i róże. Ponieważ z czasem liczba sadzonych krzewów róż znacznie przeważała nad innymi roślinami, ogrody te zaczęto nazywać różanymi (ryc. 4.). Początkowo założenia te były niewielkie jednak od połowy XIII w. do wieku XV rozwinęły się w większe założenia. Bogdanowski [2000] podaje, że jednym z podstawowych elementów zamkowego hortus conclusus były kwiaty i krzewy, szczególnie róże.


Rycina 4. Hortus conclusus - ogród różany (XV w.). [Ciołek 1978, s. 17].
 
Ogrody zabaw służyły do rozrywki, były miejscem spotkań i zabaw dworskich. Często urządzano je poza murami zamkowymi. Najbardziej charakterystycznym elementem tego założenia była łąka kwietna, otoczona drzewami i kwitnącymi krzewami. Ogród ten nazywano również „łąką kwietną” lub „ogrodem miłości”. Darń wzbogacona była przez niskie rośliny kwitnące, natomiast wyższe rośliny, sadzono wzdłuż muru czy też wzniesienia. Różami bardzo chętnie obsadzano pergole ocieniające chodniki lub tworzące altany, a także kraty ogrodzeń.
Zielnik inaczej herbarium było miejscem uprawy ziół, roślin leczniczych, a także kwiatów, często ogrodzony.
Ogród użytkowy czyli sad, warzywnik, chmielnik, winnica, otaczano fosą z żywopłotem lub ogrodzeniem. Oprócz roślin uprawnych sadzono także rośliny ozdobne, zapewne również i róże. Stanowił on także miejsce spacerów. Często łączony był z ogrodem zabaw, a także z ogrodem różanym. Szczególnie sad starano łączyć się z ogrodem różanym, jeśli pozwalało na to ukształtowanie terenu.
Albert Wielki (XII-XIII w.) opisał czynności potrzebne aby powstał piękny ogród ozdobny. Różę wymienia jako jedną z roślin sadzonych wokół trawnika: „(…) można zasadzić różne słodko pachnące zioła, takie jak ruta, szałwia i bazylia, oraz wszelakiego rodzaju rośliny kwitnące, jak fiołki, orliki, lilie, róże, kosaćce i tym podobne (…)”.
W latach 1304-09 Krescentyn (Pietro de Crescenzi) napisał książkę, w rodzaju podręcznika, w którym opisał prace ogrodowe na każdy miesiąc, o każdej porze roku. W Księdze VIII, opisał między innymi średniej wielkości ogród (od 0,5-1,5 ha), który powinien być otoczony mieszanymi żywopłotami z drzew owocowych, ciernistych krzewów, krzewów róż i winorośli, często ze sobą splecionych.
W XIV w. w Paryżu został założony 8-hektarowy ogród dla króla Francji Karola V, w którym róże zaczęto sadzić na odrębnych kwaterach kwiatowych.

            ~czarny motyl

 
Literatura:
Bogdanowski J. 2000. Polskie ogrody ozdobne. Arkady, Warszawa
Ciołek G. 1978. Ogrody polskie. Arkady, Warszawa
Grąbczewska J. 1986. Róże na działce. Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne, Warszawa
Hobhouse P. 2005. Historia ogrodów. Wydawnictwo Arkady, Warszawa
Kobielus S. 2006. Florarium christianum. Symbolika roślin chrześcijańska Starożytność i Średniowiecze. Wydawnictwo Benedyktyńskie Tyniec, Kraków
Majdecki L. 2007. Historia Ogrodów. Od Starożytności po Barok, t. I. Zmiany i uzupełnienia Majdecka-Strzeżek A.. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
Markley R. 2000. Róże. Poradnik praktyczny. Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa
Mitkowska A. i Siewniak M. 1998. Tezaurus sztuki ogrodowej. Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa
Monder M. J. 2006. Róże. Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne, Warszawa



Groby i skalniaki

Dziś zajmiemy się specyficznym obiektem ogrodowym, charakterystycznym dla nurtu turpistycznego sztuki ogrodowej, mianowicie "kurhanami". Są to obiekty ziemne, będące wypadkową skalniaków, kopców widokowych i kurhanów. O ile, wygląd można w ten sposób właśnie określić, o tyle przeznaczenie tych obiektów jest nieznane. Najprawdopodobniej służą wywołaniu szoku estetycznego i pobudzeniu do refleksji, co jest głównym celem turpizmu.

Grobowce,  czy to rzeczywiste, czy tylko symboliczne pojawiały się w sztuce ogrodowej, zwłaszcza w ogrodach krajobrazowych. Cenotaf znanej osoby był bardzo pożądanym elementem. Każdy chciał mieć w ogrodzie piramidę, grób Sokratesa czy Goethego. Były to elementy dekoracyjne, swoista scenografia ogrodowa.
[za: D. Sikora „Objazd studialny po zabytkowych parkach Warszawy”]
Na zdjęciu widzimy sarkofag w parku w Gucinie. Ustawiony wśród drzew, skłania do zadumy i refleksji.
Czy ten obiekt, widoczny na poniższym zdjęciu, jest takim właśnie sztucznym grobowcem, tyle, że groteskowym, przemielonym przez żarna chorej wyobraźni turpistycznego projektanta?

Kamienny krąg przypomina pogańskie sposoby ogradzania strefy sacrum, może więc ten mini kopczyk jest stylizowanym, turpistycznym kurhanem? Miałem spory kłopot z zaklasyfikowaniem tego dzieła jako turpistycznego. W grę wchodził też kiczowaty skalniak. Jednak przekonał mnie fakt, że większość otoczaków jest u podstawy pagórka, oraz brak tuj i różaneczników, będących roślinami wskaźnikowymi kiczowatych skalniaków. Zatem, to nie kicz, tylko turpizm.

Teraz kopce. Nie chodzi tu o kopce jakie znamy z krajobrazu Krakowa, będące faktycznie monumentalnymi budowlami poświęconymi czci ważnych osób, bądź jak to w przypadku kopca Kraka, obiektami sakralnymi. W sztuce ogrodowej pojawiały się kopce widokowe. Były to sztuczne wzniesienia, czasem z budowlą na szczycie, które umożliwiały podziwianie ogrodu z góry. Pojawiły się już w dobie renesansu, sprzyjając kontemplacji parterów ogrodowych.





Rycina J. van den Avell'a z 1700 roku pokazuje taki właśnie kopiec. Często były na tyle duże, że konieczne były ścieżki prowadzące na szczyt.

Zanim pokażę przykład takiego oto kopca w wydaniu turpizmu ogrodowego, zwrócę jeszcze uwagę na ogrody skalne. Są to założenia ogrodowe, imitujące górski krajobraz. Jako takie, składają się w większości z głazów i skał o ostrych krawędziach oraz w mniejszej części z materii roślinnej, która jest karłowa i niska. Jak to w górach. Oto przykład z ogrodu botanicznego w Powsinie.


Natomiast turpizm, będący w opozycji do wszystkiego, co wymyślono dotychczas, jako wyraz buntu i przekory, proponuje nam obiekty ogrodowe będące po części każdą z wymienionych wyżej opcji, ale oczywiście przetworzoną w "nową formę".


Widoczna na zdjęciach dwuwierzchołkowa kupa gruzu, liczy już sobie dwa lata. Nie powstała przypadkowo - obserwowałem tworzenia tego dzieła od początku. Lokalizacja kopca, czy też "skalniaka" jest starannie przemyślana. Został usypany w równych odległościach od otaczających go drzew, a także, w dogodnym dystansie by ze szczytu obserwować aktywność mieszkańców parteru. Nazwałem to kopcem widokowym, bo owa lokalizacja nasuwa mi ten cel budowy, choć właściwie jest najprawdziwszym skalniakiem ( skład : 99% gruz, 1% szkło, cegły, ziemia i zapewne skrawki wp.). Roślinność pojawiła się w skutek sukcesji naturalnej, tak więc sugeruje turpistyczną obsesję przemijania i marności. Jako obiekt, którego podstawowym atrybutem jest zamierzona brzydota, ma zaskakująco dużo użytecznych funkcji: zimą wykorzystują go dzieci do jazdy na sankach, a latem żule- daje cień i oparcie...

  ~chmurnik

piątek, 2 marca 2012

Turpizm w sztuce ogrodowej


Czy można zachwycić się czymś brzydkim? Czy można zobaczyć piękno w czymś odrażającym? Można, to kwestia...spojrzenia. 

Umiłowanie brzydoty, a właściwie obrzydliwa fascynacja, stała się osnową nurtu artystycznego zwanego turpizmem. Cytując za wikipedią „turpizmem (łac. turpis = brzydki) nazywa się zabieg polegający na wprowadzeniu do utworu elementów brzydoty w celu wywołania szoku estetycznego”. Elementy turpistyczne, antyestetyczne pojawiały się w sztuce od zawsze, natomiast ich eskalacja, zwłaszcza w literaturze nastąpiła w drugiej połowie XX wieku. Można wtedy mówić o samodzielnym nurcie artystycznym. Paskudnie realistyczne, czasem obłąkańczo poetyckie opisy rozkładu, śmierci, chorób i kalectwa stanowią narzędzie, za pomocą, którego odbiorca ma się przebudzić i ujrzeć świat z właściwej perspektywy. Oczywiście właściwej autorom. Turpizm w innych dziedzinach sztuki jest również wyraźny, choć najbardziej w malarstwie i muzyce. 

W nawiązaniu do brzydoty, wspomnę o przykładach masakrowania drzew. Ostatnimi czasy, spacerując tu i ówdzie, zauważyłem nasilenie tego zjawiska. Już w trakcie studiów, na każdym osiedlu mogłem znaleźć przykład źle przyciętego drzewa czy krzewu. Jednak teraz, gdy mnóstwo firm ogrodniczych zajmuje się fachową pielęgnacją zieleni, rażąco nieprawidłowe cięcia powinny być rzadkością. A tu odwrotnie... 

Tłumaczyłem to brakiem wiedzy fachowej u „fachowców”, niedbalstwem, a nawet fizyczną nieudolnością. Teraz wiem, jak bardzo się myliłem. Pierwszy niepokojący objaw zobaczyłem niegdyś wracając autokarem z Krynicy do Krakowa. W miejscowości, której nazwy nie wspomnę, był cmentarz, a na nim ze 30 brzóz (lekko licząc). Brzozy w wieku 10-15 lat, wszystkie ścięte na wysokości ok. 4 metrów, jakby ktoś po tylu latach uprawy nagle chciał zrobić z tego żywopłot. Ze zgrozą oglądałem cmentarz i postanowiłem wyprzeć go z pamięci. Rok później (często jeździłem tą drogą), oprócz zmasakrowanych cmentarnych brzóz, zobaczyłem, że w kilku ogródkach w tej miejscowości, w których rosły brzozy, zostały one identycznie przycięte! Niektóre nawet niżej. Wniosek nasunął się jeden – to się rozprzestrzenia...

I oto, w moim mieście, dostrzegłem w końcu, jak na skwerkach, w parkach, w ogrodach, powoli zaczyna przybywać niewłaściwie przyciętych, słowem zniszczonych drzew. Jadąc tramwajem usłyszałem nawet ludzi, którym się to spodobało. Drzewa okrzesane do pnia, pozbawione czubków, o zdeformowanym pokroju, rośliny przycięte tak, że nie rokują szans przeżycia najbliższych lat, zdobyły uznanie ludzi. I wtedy zrozumiałem....

Oto ogłaszam wszem i wobec, że Turpizm zawitał do Sztuki Ogrodowej. Niszczenie drzew nie jest wynikiem niewiedzy, ale jest celowym działaniem! Precyzyjnym i zamierzonym. Artyści, tzw. rzeźnicy drzew (pozwolę sobie na wykorzystanie nazwy, której autorem jest Andrzej Pilipiuk, choć użył jej w o niebo lepszym kontekście), objawiają się coraz liczniej. Manifestują swoje przekonania, kult brzydoty, w różny sposób, nieznany dotychczas na polu sztuki ogrodowej i projektowania. 

Jak ustaliłem, można wyróżnić (jak do tej pory) dwa odłamy w ramach turpizmu ogrodniczego:
- klasyczny
- postapokaliptyczny

Odłam klasyczny, korzysta obficie ze wzorców od lat obecnych w sztuce ogrodowej. W dziełach charakterystycznych dla nurtu występują, bowiem układy alejowe, masywy, kwietniki, a nawet „ogródki skalne”. Te ostatnie przyjmują często groteskową formę kopców, bądź grobów z kamieniami. Jednak głównym elementem jest sposób zarzynania, przepraszam, FORMOWANIA, roślin. Otóż, o ile w tradycyjnym ujęciu ogrodniczym, cięcie drzew ozdobnych, polega na poprawieniu ich struktury, oczyszczeniu z posuszu i poprawieniu statyki, a przede wszystkim na niezniszczeniu pokroju, w awangardzie turpistycznej tych reguł nie ma. Słowem, o ile dobrze przycięte drzewo, wygląda jakby przycięte nie było – ma zachowany pokrój i charakterystyczny układ gałęzi, o tyle turpistyczne formowanie polega na tym, by drzewo nie tylko nie wyglądało na przedstawiciela swojego gatunku, ale nawet by nie wyglądało jak drzewo! Otóż to, chodzi o przekształcenie formy. Zniszczenie pokroju, zmianę struktury i formy. Modrzewie są tworzywem do modelowania drabin, z klonów, grabów i dębów tworzy się tzw. dziady drogowe, strzelające kikutami w niebiosa (o dziadach drogowych jako układzie alejowym napiszę później). Natomiast do uzyskiwania silnych architektonicznych dominant doskonale nadają się drzewa z rodzaju Populus (topola), z których turpiści tworzą słupy. 


Oto przykład turpizmu ogrodowego. Absolutnie zdrowe sumaki octowce, osiągnąwszy przypuszczalnie 20 rok życia, zostały przemodelowane w sterczące, rozgałęzione kikuty. Grupa ta, będąca ozdobą przedszkola nabrała przerażającej siły wyrazu. Używając określenia prof. malarstwa Lucjana O., można ocenić, że "w tej kompozycji jest napięcie, jest intryga"

Widzimy fatalnie przyciętego dęba szypułkowego po prawej stronie - rzeźnicy nadali mu formę pełną niepokoju, poniekąd dynamiczną (lewy konar), przypominającą styl ukształtowany wiatrem występujący w sztuce bonsai. W tle modrzew europejski, uformowany w klasyczną drabinę - ścięty wierzchołek i skrócone do zarysu prostokąta boczne odgałęzienia. Efekt poziomych szczebli tej żywej jeszcze drabiny zaiste zastanawia...

Frakcja postapokaliptyczna, to prawdziwy rarytas dla koneserów sztuki współczesnej. Awangarda awangardy. I jednocześnie coś dla lubiących klimaty Mad Max’a i serii Fallout. Wyobraźcie sobie ogród - jaki jest? Cichy, spokojny, zielony, miły, uspokajający... Błąd! Turpizm nie uspokaja. Turpistyczny ogród także. Prawdę mówiąc, nazwa ogród w tym przypadku oznacza tylko „teren ogrodzony”. Beton, stalowe pręty, rdza, gruz, zdemolowane przedmioty to materia, z której tworzy frakcja postapokaliptyczna. Wykorzystywanie nietypowych elementów (drut, karton, skrzynki po owocach, wraki, opony) do budowy małej architektury ogrodowej to wymóg podstawowy. „Wypoczynek” w krajobrazie jak po wybuchu bomby atomowej, jest celem i kwintesencją dążeń tych „projektantów”.  

Ta fontanna jest sztandarowym przykładem kompozycji odłamu postapokaliptycznego. Rdzawa woda tryska ze słupa, którego obudowę stanowią mocno sfatygowane skrzynki. Wrażenie śmietniska, złomu i brudu jest przytłaczające. Całość utrzymana w rdzawo-brunatnej, przywodzącej na myśl powierzchnię Marsa, tonacji i do tego intrygujący widok zapożyczony. Nic dodać, nic ująć.

  W kolejnych postach będę na pewno rozwijał ten temat. Jest to bardzo interesująca, choć niepokojąca tendencja w sztuce ogrodowej, która stoi w opozycji do wszystkiego, co było dotychczas. Przytoczę słowa polskiego turpisty, Stanisława Grochowiaka: Bo turpizm nie polega bynajmniej na mnożeniu brzydkich rekwizytów, ale na tym, czym turpizm jest istotnie: na upartym szukaniu nowej, realistycznej formuły dla poezji. 
I oto na polu projektowania, znaleźli nową formułę. Przytaczając słowa pewnego stróża, „piękną jak skurwysyn”....

 ~chmurnik

środa, 29 lutego 2012

Wschody litopsów

 

    W końcu doczekaliśmy się pierwszych wschodów:) Trwało to kilka dni, ale wygląda na to, że pierwszy rzut jest bardzo obfity. W naturze nie wszystkie nasionka litopsów kiełkują od razu, często wschodzą partiami. Jest to podyktowane trudnymi warunkami ich rozwoju. W naszej uprawie, z 11 gatunków, do tej pory nie wzeszły Lithops helmutii, ani L. marmorata. Uparte są. Możliwe też, że nasionka akurat tych litopsów były już nieaktywne w momencie siewu.
Jak widać, wysoka wilgotność sprzyja kiełkowaniu. Natomiast fatalna pochmurna pogoda sprawia, że siewki są bardzo wyciągnięte, co nie najlepiej rokuje na przyszłość. Pokładamy nadzieję w ich odporności na kiepskie warunki życia....
~chmurnik 

wtorek, 28 lutego 2012

Wiosenne burze i duchy powietrzne słowiańszczyzny

  Zjawiska atmosferyczne, zwłaszcza tak gwałtowne jak burze, od zawsze fascynowały i przerażały człowieka. Chowając się przed nimi, nasi przodkowie dopatrywali się znaczeń i przyczyn. Słowianie wciągnęli do swoich wierzeń całość przyrody, zwłaszcza jej powietrzne, atmosferyczne oblicze.
  Sfera wierzeń związana z niebem i pogodą, jest obrazem barwnym i złożonym. Z jednej strony, Słowianie widzieli na niebie smoki, duchy i inne istoty, o pochodzeniu zdecydowanie niebiańskim (nieziemskim), a z drugiej, poprzez bezpośredni wpływ pogody na ludzkie życie, dopatrywali się wśród chmur działalności istot o ludzkim rodowodzie. 

Duchy wśród chmur

  Pierwsza wiosenna burza, była wydarzeniem o wielkim znaczeniu. W zapachu burzowego powietrza, w ożywczym deszczu wyczuwano powiew zmian, niemal namacalne powstanie całego świata do życia. Pierwszy grzmot wiązano z mitologiczną opowieścią o bogu Perunie (dalekim odpowiedniku greckiego Zeusa), który swoją błyskawicą rozpruwa brzuch ciężarnej Matki Ziemi i wypuszcza na świat Nowe Życie. Z wiosennymi burzami łączy się także kosmologiczny mit o walce Peruna ze smokami, bądź jego antagonistą Welesem. Perun ciska w ziemię swoje błyskawice, widząc ukrytego tam przeciwnika. Powszechnie uznawano tego boga za władcę burzowych zjawisk i w związku z tym oddawano się pod jego opiekę (bądź jego małżonki, pani deszczu Perperuny). Jeszcze do niedawna na Ukrainie można było zaobserwować zwyczaj trzykrotnego uderzania się kamieniem po głowie, gdy rozległ się pierwszy wiosenny grzmot. Ze słowami "kamen hołowa", czyniono ten magiczny gest, by nadać głowie odporność kamienia i uchronić się przed porażeniem piorunem. 

  W burzowych chmurach dało się zauważyć zwisające ogony smoków i żmijów. Te dwa rodzaje prastarych istot, są szeroko znane na słowiańszczyźnie, jednak wpływ zachodniej kultury zatarł trochę ich obraz. Zatem, wyjaśnię w skrócie: i smoki i żmije należą do rodu Ażdachów ("Ażdacha" tłumaczy się jako "spętany duch"), stworzonego przez Boga Bogów Swąta (szerzej znanego jako Światowid) w jednym celu: by służyły bogom w wykonywaniu ich zadań. Stąd ich obecność na ziemi. Wygląd smoków nie odbiegał od wizerunku smoka jakiego znamy z legendy o smoku wawelskim, natomiast żmijowie przypominali raczej wielkie skrzydlate węże o wielu ogonach.
W niektórych rejonach słowiańszczyzny panowało przekonanie, że w czasie burzy czarownicy wypuszczają smoki z grot, by latając w chmurach czyniły szkody ludziom. 

Żmij


  Burzowe chmury były także żywiołem ludzi-demonów. Zdecydowanie najważniejszymi z nich byli chmurnicy. Demony te, zwane także płanetnikami, byli ludźmi, którzy za życia, bądź po śmierci, kierowali chmurami burzowymi i gradowymi. Zazwyczaj także, odstawali oni od społeczeństwa nie znajdując w nim zrozumienia i żyli na uboczu. Wierzenia na ich temat różnią się nieco w różnych rejonach, można jednak wyróżnić kilka typów:
- były to dusze ludzi zmarłych nagłą śmiercią, często w odmętach rzek i jezior (co łączyło je z wodą w chmurach), które istniały potem jako powietrzne duchy sterując chmurami. Do niedawna, wierzenia te, wymagały ofiar i ceremonii, by złośliwy duch nie sprowadził gradu na uprawy,
- byli to młodzieńcy zdrowi i silni, którzy przed burzą byli wciągani całą swoją istotą w chmury, nad którymi obejmowali przewodzenie. Byli na ogół życzliwi ludziom i działali na korzyść swojej wsi. Na Bałkanach zwani stuhaczami.
- byli to ludzie niedorozwinięci i chorzy, często o wadach budowy (a nawet skrzydełkami pod pachami), lub miejscowi czarownicy, którzy podczas snu przenosili się w chmury i tam walczyli ze złymi smokami broniąc swojej społeczności. Tych należało otaczać opieką i szanować, 
- ostatnim typem, poświadczonym również w małopolskim folklorze,  był niepozorny chmurnik, będący często człowiekiem ułomnym fizycznie i umysłowo, odstającym od społeczeństwa, nie mogącym sprostać wymogom życia gromadnego i pracy. Często odrzucany i niechciany we wsi, posiadał zdolność kierowania burzą i deszczem za pomocą umysłu. Jeszcze w XIX w. w Małopolsce zdarzały się kazania księży, nawołujące do zaprzestania praktyk magicznych owym chmurnikom. Wtedy to bywało i tak, że zazwyczaj dobrze usposobiony chmurnik, obrażał się, skutkiem czego były nagłe i niezrozumiałe zniszczenia gradowe całych upraw. 

Uwspółcześnione wyobrażenie chmurnika, który nieopatrznie sprowadził burzę na siebie


  Z żywiołem powietrza związanych było także mnóstwo innych pomniejszych duszków i bogunów, o tyle istotnych, że psotliwych i nieznośnych, aczkolwiek znacznie ustępujących mocą płanetnikom. Natomiast na pograniczu sfery powietrza i ziemi, pojawiała się groźna południca, odwodząca od zmysłów spracowanych rolników. Ale o tym innym razem.....
 [zdjęcia i rysunki własne]

~chmurnik

poniedziałek, 27 lutego 2012

Litopsy, dziwaczne piękności


Kiedy pewnego gorącego poranka, nieopodal miejscowości Zand Fleit (dzisiejsze RPA),   William Burchell podniósł z ziemi kamyk i ze zdziwieniem spostrzegł wyrastające z niego korzenie, nie wiedział, że oto odkrył jeden z najciekawszych gatunków roślin, jakie rosną na Ziemi. Ten angielski badacz i przyrodnik, zapoczątkował w 1811 roku serię odkryć okazów roślin tak podobnych do kamieni, że aż trudnych do odróżnienia. 

Rośliny rodzaju Lithops, ze względu na swoje ogromne zdolności maskowania się w terenie, otrzymały nazwę oznaczającą „podobne do kamieni”. Należą do rodziny przypołudnikowatych Mesembryanthemaceae (niektórzy naukowcy wyodrębniają rodzinę Aizoaceae, pryszczyrnicowatych). Występują na obszarze RPA i Namibii, głównie na pustyniach, gdzie kryją się w szczelinach skalnych bądź pod źdźbłami zaschniętej trawy. Kolorem i kształtem starają się nie wyróżniać spośród otaczających ich kamieni. Cechę tą nazywamy mimikrą. 

Są to sukulenty liściowe, niewielkich rozmiarów, o kształcie otoczaków, kopułek, kopytek bądź guzików. Ich maczugowate, bąblowate liście, magazynują duże ilości wody. Każda roślina posiada dwa liście zrośnięte u podstawy, przylegające do siebie tak ściśle, że zostaje pomiędzy nimi tylko wąska szparka. Z niej, po przejściu zimowego spoczynku, wyrastają żółte lub białe kwiaty, przypominające stokrotki. Każda nowa para liści, wyrasta spomiędzy dwóch poprzednich, które to obumierają i zasychają, oddając zgromadzoną wodę swoim następcom. Korzenie rozwijają się w zależności od podłoża; na skalistym tworzy się palowy korzeń głęboko wrastający w szczeliny, natomiast na luźnym i piaszczystym podłożu, litopsy tworzą delikatne korzonki przybyszowe, sięgające płytko pod powierzchnię, by wydobyć odrobiny wilgoci z porannych mgieł.

Jeden z moich małych litopsów, jeszcze we własnej doniczce. Kiedyś myślałem, że to Lithops hookeri, teraz mam wątpliwości


Urok tych roślin polega na silnej gruboszowatości liści. Te przypominające pomarszczone bulwki organy, posiadają różne kolory i desenie. Barwy wahają się od szarozielonych, przez białe i popielate do rdzawo czerwonych.  Poszczególne gatunki, odróżnia się właśnie na podstawie liści, a także cech anatomicznych owoców. Jednak oznaczenie ich jest raczej trudne, i w amatorskiej uprawie nie do końca potrzebne, gdyż wszystkie mają te same wymagania.
Na tym okazie widać resztkę prawego liścia, powoli obumierający lewy, i wybijającą się nową parę liści.

Do uprawy litopsów, wystarczy parapet okienny o południowej wystawie. Są to rośliny lubiące słońce i ciepło. W ciągu sezonu wegetacyjnego należy podlewać je tylko raz na dwa tygodnie, upewniając się, że woda nie pozostaje na podstawce. Zimą najlepiej zapewnić im stanowisko słoneczne, ale nieco chłodniejsze, najlepiej ok. 15 °C i nie podlewać. Optymalny wzrost zapewni im posadzenie w grupie i wysypanie podłoża żwirkiem.
Litopsy nie mają specyficznych chorób ani szkodników, natomiast są bardzo wrażliwe na nadmiar wody. Przelanie roślin spowoduje ich osłabienie i gnicie. W ich przypadku sprawdza się zasada „im mniej tym lepiej”.

Zasianym litopsom należy zapewnić wysoką wilgotność powietrza, ciepło i rozproszone światło.
Zachęcamy do próbowania swoich sił w uprawie. U nas litopsy są już posiane, czekamy na wschody :)
~chmurnik



niedziela, 26 lutego 2012

Wiosenni truciciele




Niedługo nadejdzie prawdziwa wiosna. Jasne słońce stopi resztki śniegu, zewsząd uderzy zieleń nowego życia. Ziemia, udręczona mrozami wyda na świat swoje pierwsze tegoroczne dzieci. Przechadzając się po wiosennym lesie zauważymy pierwsze kwiaty. Niech ich urok i świeży wygląd, nie zwiedzie nas, co do prawdziwej natury tych wiosennych piękności. Matka ziemia okrywa się bowiem zielenią, nasączoną jadem. Rośliny zwiastujące życie, mogą je szybko i boleśnie zakończyć. 

Jedne z pierwszych ukażą się nam śnieżyce wiosenne. Ich białe kwiaty zdobią często nasze ogrody, natomiast naturalnie występuje w wilgotnych lasach i zaroślach. Sześciopłatkowe kwiaty, z żółtawymi plamkami na końcach płatków, delikatnie pachną. Ukazują się od marca do kwietnia. Cała roślina jest lekko trująca, dzięki zawartości alkaloidów. Jeden z nich, galantamina, jest odpowiedzialny za efekty zatrucia - wymioty i biegunkę.






Leucojum vernum śnieżyca wiosenna (Amaryllidaceae)
Ten sam alkaloid występuje w bardzo podobnym gatunku – przebiśniegu. Roślina ta również należy do rodziny amarylkowatych. Od śnieżycy odróżnia go kwiat złożony z 3 dużych i 3 wewnętrznych, małych i zielonkawych płatków. Efekty zatrucia są takie same, natomiast trucizna może przejść do mleka krów, które pożywią się rośliną, czyniąc je toksycznym dla ludzi. 

Galanthus nivalis śnieżyczka przebiśnieg (Amaryllidaceae)

Daphne mezereum 
wawrzynek wilcze łyko 
Thymelaeaceae

Spacerując po wilgotnych i cienistych lasach możemy sie natknąć również na różowo kwitnący krzew wawrzynka wilcze łyko (Daphne mezereum, Thymelaeaceae). Jest to niewysoka roślina, dorastająca do 1m wysokości, o czerwonobrunatnej korze i lancetowatych liściach, spodem sinozielonych. Wawrzynek pojawia się w ogrodach, ze względu na czerwone, atrakcyjne jagody ukazujące się w czerwcu. Owe jagody, jak również łyko, są źródłem jego złej sławy i drugiego członu nazwy. Te części rośliny są, bowiem najbardziej trujące, przesiąknięte mezereiną i dafnetoksyną, żywicowymi substancjami o ostrym, piekącym smaku i drażniących właściwościach. Działając na skórę powodują podrażnienia, do owrzodzeń i martwiczego rozpadu skóry włącznie. Zjedzenie jagód, szybko skutkuje dolegliwościami gastrycznymi a później pobudzeniem ośrodkowego układu nerwowego i zgonem w zapaści. Śmiertelna dawka dla psa wynosi ok. 6 jagód, a dla dorosłego człowieka 10.


Convallaria majalis konwalia majowa
( szparagowate Asparagaceae)






Konwalia majowa jest doskonale znaną byliną ogrodową, wykorzystywaną na stanowiskach półcienistych i cienistych. Białe kwiaty zebrane w grona, przekształcają się w czerwone, apetyczne jagody już w sierpniu. Roślina, w tym owoce, zawierają nasercowe alkaloidy. Już kilka jagód może zabić dziecko. Ofiara, oprócz biegunki i wymiotów, doświadcza zawrotów głowy, czasem halucynacji i majaczeń, a ostatecznie umiera wskutek zaburzenia czynności serca. Glikozydy dobrze rozpuszczają się w wodzie, zdarzały się przypadki śmierci dziecka, które napiło się wody z wazonu z konwaliami.
Dla dociekliwych dodam, że konwalia nie lubi długo zagrzewać miejsca i pociągają ją taksonomiczne wędrówki. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat opuściła rodzinę liliowatych, by poprzez konwaliowate i myszopłochowate, osiąść w gronie szparagowatych Asparagaceae (wg. systemu AGP III).


A oto jeszcze jedna roślina, chętnie sadzona w ogrodach. Ciemiernik biały, z rodziny jaskrowatych (Ranunculaceae). Jest to kłączowa bylina, o zimozielonych liściach i kwiatach białych u gatunku, u odmian ozdobnych występują inne kolory. Kwitnie bardzo wcześnie, nierzadko jeszcze zimą. Jego łacińska nazwa, Helleborus niger odnosi się do korzeni, które są bardzo ciemne. Zawierają glikozydy nasercowe i saponiny, powodujące wymioty i przeczyszczenie, upośledzenie oddechu, zawroty głowy i zaburzenia widzenia. Śmierć, czasem poprzedzona charakterystycznym bólem za mostkiem, następuje wskutek zatrzymania czynności serca. 
Helleborus niger, Ranunculaceae



Trucizny roślinne, są zwykle substancjami biorącymi udział w skomplikowanym metabolizmie rośliny. Dodatkowo pełnią funkcje obronne, trując zwierzęta zgryzające pędy. Niektóre z nich, działają toksycznie tylko na ludzi, inne na różne zwierzęta. Nie zawsze też, trucizny mają nieprzyjemny smak, zdarzają się wręcz kuszące aromatem. Nigdy nie można być pewnym, co natura ukryła w pozornie niewinnej roślinie.
Obcując z trującymi pięknościami należy mieć się na baczności. Chociaż, w większości przypadków, trzeba zjeść stosunkowo dużo surowca (za dużo na omyłkowe spożycie), to czasem wystarczy zapomnieć umyć ręce po dotykaniu rośliny (konwalia) by nabawić się pierwszych nieprzyjemnych objawów.

PS. Zdjęcia wymienionych gatunków łatwo można znaleźć w internecie, dlatego postanowiłem pokazać ilustracje z pewnej starej książki. 
~chmurnik